Przechodnie w swojej masie zlewają się w jedność. Potok ten falując nie zdąża zarejestrować się na kliszy. Miasto Meksyk liczące ponad dwadzieścia kilka milionów ludzi - na fotografiach wygląda na wyludnione.
Podobnie opuszczona wygląda Warszawa na XIX-wiecznych fotografiach Brandla czy Beyera. Można wpatrywać się w nie godzinami, szukając miejsc znajomych, ale też i tych już nieistniejących, pobudzających wyobraźnię jak komputerowe symulacje przyszłych architektonicznych realizacji.
Na wystawie oglądający meksykańskie obrazy stawiają zarzuty: „Przecież tam jest inaczej, kolorowo, tłoczno, głośno!”. Inni piszą zbulwersowane imejle: „...że tam tak nie jest, bo przecież tam byli, tam byli!!! i sami widzieli...i mają zdjęcia...”, i że „...Panu Fotografikowi nie udały się najwyraźniej wakacje...” Z przekąsem.
Przez całe miasto Meksyk, z Południa na Północ ciągnie się pięćdziesięciokilometrowa Aleja Powstańców – Avenida Insurgentes. Na tej ulicy fotograf spotyka najróżniejszych ludzi, rozmawia nimi, chociaż nie mówi po hiszpańsku, a oni – jeżeli miasto traktować za Benjaminem jak miejsce zbrodni – jak sprawcy do kartoteki więziennej pozwalają mu się zdjąć. Biedni, bogaci. Starzy, młodzi. Piękni, brzydcy. Pozują z ciekawością. Ich twarze, jakby przeczuwając wyjątkowość chwili, nabierają zgoła innego niż u złoczyńców wyrazu. To oni darują to zdjęcie – obdarzają zaufaniem. I chociaż pozwalają się uwiecznić, czyli dla fotografa jakby umrzeć już teraz, to oni wypełniają to miasto życiem.
Stoją w korkach na ośmiopasmowych jezdniach, tłoczą się w metrze i u fryzjera, w eleganckich restauracjach z ochroniarzami i w tanich jadłodajniach z wyśmienitymi posiłkami. Spotykają się na rodzinnych uroczystościach i celebrują święta państwowe. Strajkują, protestują i demonstrują. Wybierają byłego prezydenta Coca-Coli na prezydenta Państwa, przerywając tym samym ponad siedemdziesięcioletnią hegemonię Instytucjonalnej Partii Rewolucyjnej (PRI), zaś uliczni handlarze utrzymują się sprzedając egzemplarze nowej konstytucji. Studenci przez kilkanaście miesięcy okupują największy na świecie państwowy uniwersytet UNAM w proteście przed projektem minimalnej opłaty za studia, zaś na peryferiach miasta, między slumsami, powstają ultranowoczesne luksusowe prywatne ośrodki akademickie z czesnym zbliżonym do drogich amerykańskich uczelni...
Miasto Meksyk leży na dnie jeziora na wysokości 2500 m n.p.m. Okalające je góry i wulkany sprawiają, że suche powietrze prawie się nie rusza. Spaliny z milionów silników samochodowych tworzą smog wypierający z nieba jakiekolwiek dowody błękitu. Tylko od czasu do czasu, gdy wieje wiatr, Meksyk przypomina obrazy znane z pocztówek.
Używamy plików cookie do analizowania ruchu w witrynie i optymalizacji Twoich wrażeń. Jeśli zaakceptujesz użycie plików cookie, Twoje dane zostaną zagregowane z danymi innych użytkowników.